Indeks osób

Sergiusz Prokofiew (1891-1953)


Wspomnienie Prokofiewa-pianisty jest dla mnie osobiście niezapomniane. Nigdy przedtem ani potem nie słyszałem jego utworów wykonywanych tak, jak on to robił. Było w tym coś diabolicznego, coś co przekraczało możliwości instrumentu i grającego, a co jednocześnie wydawało się u Prokofiewa najzupełniej naturalne i przychodziło mu bez żadnego wysiłku. W sumie – niezapomniane przeżycie, które na pewno nie jest obce i starszym warszawiakom, jako że w latach dwudziestych i trzydziestych Prokofiew bardzo często przyjeżdżał do Warszawy i miał tam solidne przyjaźnie. [...] O ile Strawiński w chłodny i konsekwentny sposób rozwijał w swej twórczości cały wiekowy gmach muzyki romantycznej, o ile w Święcie wiosny dał podstawę dalszego rozwoju całego kierunku modernistycznego w muzyce – o tyle Prokofiew był muzykiem czystego instynktu, kompozytorem, który przynosił w swej sztuce niesłychaną werwę, młodość, świeżość, a przy tem jakiś bardzo oryginalny ton zarówno w liryce, jak i w partiach opisowych, pełnych zawsze jego charakterystycznej groteskowości i ostrości brzmienia. Jego łatwością i tym, co mu jednało słuchaczy był fakt, że nawet najbardziej groteskowe i – jak się wówczas mówiło – "futurystyczne" utwory były zawsze oparte na tematach melodyjnych, łatwo dostępnych i nie trudnych do przyswojenia sobie. Ale w sumie było to jednak bardzo nowe i świeże. [...]

Za tę chwilę słabości w której zdecydował się wrócić do Rosji Prokofiew płacił przez ostatnie piętnaście lat swego życia. Muzyka jego powoli traciła swój blask i ostrość, stawała się coraz bardziej banalna i akademicka, coraz mniej oryginalna, coraz bardziej zbliżona do obowiązujących kanonów sowieckich. W latach wojny przykręcono śrubę: Prokofiew pisze swoje kantaty Aleksander NewskiPieśń o Stalinie – która zresztą nie została zaakceptowana, choć jako tekstu użył wyjątków z przemówień wodza – a później, już po wojnie, oratorium Na straży pokoju i całe mnóstwo hurra-patriotycznych utworów, w których degrengolada jego stawała się coraz widoczniejsza. Pomimo tego partia i rząd nie były z niego zadowolone i ciągle mu coś zarzucano. Kajał się zatem w całym szeregu artykułów; w końcu podobno ostatnia symfonia – siódma – zadowoliła dyktatora-estetę, przynajmniej sądząc z niedawnych wypowiedzi "Prawdy" i "Izwiestii".

1953