1955

Audycja z cyklu Okno na Zachód nr 126, wyemitowana 18 marca 1955

W ostatnich trzydziestu latach zeszłego stulecia znajdowała się w małej miejscowości Auvers sur Oise, 40 kilometrów od Paryża, klinika psychiatryczna niejakiego doktora Gachet. Ano, nic w tym dziwnego, szpitale i kliniki psychiatryczne rosną niczym grzyby po deszczu w bliskiej okolicy wielkich miast. Jest to jedna z cech charakterystycznych naszej epoki. Ale doktor Gachet miał słabość do malarstwa. I to do malarstwa na owe czasy bardzo "modernistycznego". Przyjaźnił się i zapraszał do siebie nikomu jeszcze wówczas nieznanych młodych malarzy, takich jak Cézanne, Pisarro, Daubigny i Charles Jacques. Miał on zaufanie do ich talentów i posuwał się nawet do kupowania ich obrazów, płacąc brzęczącą monetą. Toteż malarze ci jeździli często do Auvers i malowali wielokrotnie spokojny, sielankowy krajobraz poprzecinany licznymi pętlami Marny, toczącej leniwe fale wśród zagajników i pagórków Ile de France.

W tej to miejscowości spędził Van Gogh ostatnie dwa miesiące życia, gorączkowe miesiące szaleńczego wysiłku, miesiące, w ciągu których namalował aż 68 obrazów. Bezpośrednio przedtem przypada dłuższy okres pobytu artysty w Prowansji, w Arles, skąd pochodzą niemal wszystkie najsławniejsze i najbardziej znane obrazy artysty. Ale po zdeklarowaniu się choroby umysłowej, po tragicznym ataku szału w Arles, nie można było zostawić Vincenta samego daleko na południu. I wówczas Pisarro poradził bratu Van Gogha, aby przewieźć chorego malarza do Auvers, gdzie mógłby pracować, mając równocześnie zapewnioną opiekę lekarską. Theo przewiózł Van Gogha do Auvers i tam, wśród soczystej zieleni północnej spędził wielki malarz ostatnie dwa miesiące życia. 27 lipca 1890 roku w przystępie ponownej depresji psychicznej Vincent przestrzelił sobie klatkę piersiową, po czym miał jeszcze tyle sił, że wrócił do swej izdebki i położył się do łóżka. Umarł w 24 godziny później, a ciało zostało pochowane w Auvers, gdzie znajduje się dotychczas.

Szereg obrazów malowanych w ostatnich dniach życia przeszło po śmierci artysty na własność doktora Gachet, który nie wystawił ich nigdy publicznie. Dopiero 65 lat później syn doktora Gachet zapisał Galerii Louvre wszystkie dzieła stanowiące kolekcję ojca. Pierwszy raz zaprezentowano je publicznie w ramach niedawnej wystawy pod tytułem "Kolekcja doktora Gachet". [...] Oczywiście największą rewelacją wystawy jest cały szereg wspaniałych płócien Van Gogha. [...]

Wydaje się dziwne, że doktor Gachet, wiedząc, że ma do czynienia z chorym, który już raz próbował popełnić samobójstwo, umieścił go nie w swojej klinice, ale w małym hoteliku, gdzie Van Gogh pozostawał wyłącznie pod opieką oberżysty. Jest to zresztą fakt, który dopiero niedawno wyszedł na światło dzienne. Uparci dziennikarze potrafili – z okazji obecnej wystawy – dotrzeć do córki owego oberżysty. Jest to dziś staruszka, która jednak doskonale pamięta Van Gogha, bo pozowała mu do jednego z ostatnich portretów. Powiada ona, że doktor Gachet, zawiadomiony przez jej ojca o samobójstwie malarza, przyszedł po pewnym czasie, posiedział przez chwilę przy łóżku umierającego, po czym odszedł, a przy śmierci artysty była tylko rodzina poczciwego oberżysty. On też zajął się pogrzebem zmarłego. Natomiast – ciągle według relacji córki oberżysty – doktor Gachet pozabierał skrzętnie obrazy, zostawiając oberżyście tylko jeden, jako wynagrodzenie za jego serdeczność i uczynność. Staruszka nie pamięta, jaki to był obraz, wie tylko, że wiele lat później ojciec sprzedał go w niewiadome ręce za sumę 50 franków. Być może nie wszystko w opowiadaniu staruszki zasługuje na pełną wiarygodność, ale niepodobna oprzeć się myśli, że w innych warunkach i pod opieką innego otoczenia periodyczne kryzysy choroby Van Gogha nie miałyby może tak tragicznego zakończenia.